Święto św. Marka Ewangelisty

25 kwiecień Święto św. Marka Ewangelisty.
W liturgii Kościoła wspominamy dzisiaj św. Marka Ewangelistę. Przypomnijmy sobie podstawowe wiadomości o tym człowieku. Wiemy doskonale, że św. Marek nie należał do grupy dwunastu apostołów. Na pewno jednak przebywał w jej otoczeniu i na własne oczy widział Jezusa. Według tradycji matka Marka miała w Jerozolimie własny dom. W nim spotykali się na modlitwie pierwsi chrześcijanie, razem ze św. Piotrem. Marek został bliskim towarzyszem św. Piotra. Służył mu jako tłumacz z języka aramejskiego na grecki. Przez pewien czas towarzyszył też św. Piotrowi w jego podróżach misyjnych.
Dopiero po śmierci Piotra i Pawła, Marek zaczął spisywać Ewangelię. Pisał ją po grecku, dla chrześcijan z różnych zakątków Imperium Rzymskiego. Ponieważ w tekście mowa jest o Świątyni Jerozolimskiej bez jakichkolwiek wzmianek, że została zniszczona, zakłada się, że całe dzieło św. Marka powstało jeszcze przed rokiem 70-tym.
Powiedzmy sobie szczerze: Nie wszyscy przychodzą na świat jako urodzeni pisarze. Przekonujemy się o tym doskonale, gdy przychodzi nam napisać jakiś dłuższy tekst. Sądzę, że św. Marek w latach młodości nigdy nie przypuszczał, że zostanie pisarzem. Pewnie mu nawet na myśl nie przyszło, że jego dzieło będzie z szacunkiem czytane przez dwa tysiące lat i zostanie przetłumaczone na setki języków. Marek jest dla nas dobrym przykładem, że drogi Pana Boga nie zawsze przebiegają zgodnie z naszą logiką i oczekiwaniami.
Powiedzmy sobie szczerze: Nie wszyscy przychodzą na świat na przykład jako urodzeni kapłani. Dla wielu z nich, powołanie do kapłaństwa było czymś zaskakującym. Myślę, że bardzo wielu kapłanów nie przypuszczało, że zostaną moderatorami w seminarium duchownym, czy wykładowcami teologii. Sami jesteśmy przykładem tego, że drogi Pana Boga nie zawsze przebiegają zgodnie z ludzką logiką i oczekiwaniami.
Bóg przekracza nasze zamiary, oczekiwania i nadzieje. Bóg zaskakuje nas swoją miłością tak bardzo, że nie potrafimy się jej nadziwić. Najbardziej zaskoczył ludzi tym, że stał się człowiekiem w osobie Jezusa z Nazaretu, który poniósł odkupieńczą śmierć za wszystkich. Chrystus dokonuje w nas rzeczy, o które nawet nie ośmielamy się prosić. On pokazuje nam, że nasze wyrafinowane ludzkie plany, nad którymi pieczołowicie pracujemy, są często niewiele warte
Chcę się podzielić z Wami wspomnieniem, o którym mówiłem już być niektórym z Was. Gdy byłem na czwartym roku Seminarium, miałem zorganizowane wyjście na koncert w poznańskim Zamku. Była zgoda rektora, były bilety, była paczka przyjaciół z Wydziału Historii. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Jednak z powodu choroby kolegi, zostałem wyznaczony do tego, by pójść do szpitala na ul. Przybyszewskiego, aby tam udzielać komunię świętą. Byłem wściekły! Nie mogłem pójść na koncert. Jechałem tramwajem w stronę szpitala naładowany negatywnymi emocjami i w takim stanie rozpocząłem posługę. Dopiero gdy dotarłem na oddział chirurgii szczękowej zrozumiałem jak mało we mnie wiary – takiej wiary, o której jest mowa we fragmencie dzisiejszej Ewangelii. Widok pacjentów z całkowicie zdeformowanymi twarzami wstrząsnął mną do głębi. Wychodziłem z obchodu, ze szpitala „taki malutki” i dziękowałem Chrystusowi, że pokrzyżował moje plany. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałem, że moje problemy, są w istocie rzeczy problemikami, nic nie znaczącymi w porównaniu z cierpieniem wielu ludzi. To doświadczenie wyleczyło mnie raz na zawsze z malkontenctwa. Tak. Drogi Pana Boga nie zawsze przebiegają zgodnie z ludzką logiką i oczekiwaniami.
Można by powiedzieć, że rządzą nami przypadki; że przypadek sprawił iż św. Marek napisał Ewangelię, czy też że ja doświadczyłem pewnego rodzaju nawrócenia. Jednak, gdy patrzy się na życie z perspektywy wiary, to trudno mówić o zbiegu okoliczności, ponieważ Pan współdziałała z nami i potwierdza naukę znakami, które jej towarzyszą.
Pozwólcie, że podzielę się z wami dwoma obrazami. Obrazy często opowiadają jakąś historię. Pewna historię zaśpiewał Randy Travis w utworze zatytułowanym „Three wooden crosses”, czyli „Trzy drewniane krzyże”. W języku polskim, w wolnym tłumaczeniu, brzmi to tak:
Rolnik i nauczyciel
Prostytutka i duchowny
jechali nocnym autobusem udającym się do Meksyku.
Jedna z tych osób była w drodze na wakacje
Jedna z tych osób była w drodze na dalsze studia
I dwie osoby były w drodze, poszukując zagubionych
Kierowca nie zauważył znaku stop
A duży pojazd nie może się (przecież) zatrzymać na krótkim odcinku
Są trzy drewniane krzyże po prawej stronie szosy
Tylko Bóg wie, dlaczego nie cztery
Chyba nie liczy się to, co bierzesz ze sobą,
gdy odchodzisz z tego świata
Liczy się to, co zostawiasz za sobą, gdy odchodzisz
Ten rolnik zostawił za sobą żniwa
(Zostawił) dom i 80 akrów
(Zostawił) wiarę i miłość do roślin
(Zostawił to wszystko) w sercu swojego młodego syna
A ta nauczycielka zostawiła za sobą mądrość
(Zostawiła mądrość) w umysłach wielu dzieci
Zrobiła, co mogła, aby dać im szanse na lepsze życie
A ten duchowny powiedział szeptem: “Czy nie widzisz Ziemi Obiecanej”?
(Powiedział to,) gdy oddał swoją krwią-przesiągniętą biblię
W rękę tej prostytutki
Travis śpiewa dalej:
Taką przypowieść opowiedział kaznodzieja w ostatnią Niedzielę
Gdy podniósł tą krwią-przesiągniętą biblię
Abyśmy wszyscy mogli ją zobaczyć
Powiedział, “Niech Bóg błogosławi rolnikowi
I nauczycielce
I duchownemu
Który dał tę Biblię mojej matuchnie
Która mi ją przeczytała”.
Ta piosenka zaśpiewana w stylu country opowiada o tym, że wiara pozwala widzieć w różnych, także bolesnych etapach naszego życia, Bożą Opatrzność. Mogło by się wydawać, że prostytutka jest skazana na życiową klęskę. A jednak spotkanie z duchownym, który umierał, spotkanie z Biblią spowodowało, że wychowała syna na człowieka zdolnego odczytać powołanie do kapłaństwa. Drogi Pana Boga nie zawsze przebiegają zgodnie z ludzką logiką i oczekiwaniami, bo:
Chyba nie liczy się to, co bierzesz ze sobą,
gdy odchodzisz z tego świata
Liczy się to, co zostawiasz za sobą, gdy odchodzisz.
Nie warto z góry zakładać sobie jak potoczy się nasze życie. Jeśli chcemy zostawić za sobą cos dobrego, warto być otwartym na „nieoczekiwane” i „zupełnie inne”.
Dopiero wtedy doznamy radości istnienia. Zwykłej radości z faktu, że jesteśmy w środku tak pięknego świata. Że jesteśmy czymś malutkim i wielkim zarazem: oknem otwartym na wszechświat, ramą w której przestrzeń staje się obrazem, kroplą w oceanie – kroplą bystrą, która zdaje sobie sprawę, że istnieje i że także za jej sprawa istnieje ocean. Każdy z nas jest taka kroplą: maleńką i wielką. Silną i nędzną. Kroplą, bez której ocean nie istnieje.