Zwykły piątkowy poranek

O 4.14 rano pierwsza tego dnia filiżanka kawy. Później sprawdzenie skrzynki poczty elektronicznej i szybkie odpisanie na zaległy mail. Po porannej toalecie modlitwa brewierzem i różańcem. Następnie medytacja w oparciu o fragment psalmu 51. Po nawiedzeniu Najświętszego Sakramentu w kościele, czas na śniadanie: kawa i ciastka. Jest 8.20 i udaję się do miasta na prześwietlenie RTG. Już w mieście, w drodze do przychodni mijam ledwo trzymającego się na nogach, opierającego się o ścianę budynku pijanego mężczyznę. Około stu metrów dalej, kolejnego. Przed samą przychodnią jeszcze jeden. Wyglądają jak zombie z horroru. Wychodzą z ciemnych bram. Są jak cienie. Bardzo obcesowa pani diagnosta wykonuje prześwietlenie. Czuję się jak przedmiot. Mało słów. Suche komunikaty. Pośpiech. „Po odbiór zdjęć przyjść w poniedziałek” – mówi odwrócona plecami. Wychodzę. Idąc w kierunku Rynku mijają mnie kolejno: pijana kobieta, pijany on i ona podtrzymujący się nawzajem, młody mężczyzna. Z kilku bram wydobywa się zapach moczu. Siedząc w kawiarni przy „małej czarnej”, przyglądam się przechodzącym ludziom. Wśród nich, co jakiś czas przechodzi zygzakiem kolejny „cień”. To wszystko wydaje się takie surrealistyczne: siedzę na wygodnym krześle, trzymam w dłoniach kubek z kawą, z głośników wylewa się piękna muzyka a za oknami kawiarni co pewien czas przesuwa się kolejny „cień”… Jest mi smutno z tego powodu, że życie im się nie ułożyło, że nie mogą napić się kawy i zjeść ciastko, lecz wyłudzają pieniądze aby kupić sobie „klina”. Tu miłe wnętrze kawiarni a poza nim jakby inny wymiar rzeczywistości. Surrealizmu dopełnia telefon z przychodni: pani nie doczytała skierowania i zrobiła prześwietlenie nie tego, co trzeba. Muszę wrócić na kolejne prześwietlenie promieniami rentgenowskimi. Po kolejnym naświetleniu wracam do swojej wsi. Na pasy, szybkim i pewnym krokiem wchodzi jakaś kobieta. Nie popatrzyła ani w lewo ani w prawo. Mimo ABS – pisk opon. W wyniku zderzenia, mógłbym jej połamać kości. Może trafiłaby do tego samego gabinetu RTG… Jestem u siebie. Kolejna kawa i chwytam brewiarz. Modlę się za wszystkich tych ludzi, których dziś zobaczyłem i spotkałem. Modlę się za tych, których dziś jeszcze spotkam. Jest piątek. Pomyślałem, że dziś podejmę szczególny post. Gdy kończę pisać te słowa jest 11.30. Kończy się zwykły poranek zwykłego dnia.